logo

czwartek, 23 sierpnia 2012

Wulkan w kieliszku

„Can you smell that bloody volcano?” – pytał mnie teatralnym szeptem Roger Morris, amerykański dziennikarz pisujący do „Wine Enthusiast”, z którym dzieliłem stolik degustacyjny. Było ciepłe, czerwcowe popołudnie. Polacy prowadzili 1:0 z Grecją po strzale Lewandowskiego. My tymczasem, w gronie mniej więcej dwustuosobowym, kosztowaliśmy jedenastego z kolei wina w wielkiej sali Borgo Rocca Sveva w weneckim Soave. Po raz dwunasty procesja sommelierów i sommelierek na znak starszego dostojnego ober-sommeliera zrobiła w prawo zwrot i ruszyła między stoliki. Degustacja win wulkanicznych zorganizowana w ramach konferencji Vulcania 2012 dobiegała końca.



Szyld „wulkaniczności” – skądinąd bardzo atrakcyjny w rejonach Soave i Colli Euganei, gdzie wulkan rośnie na wulkanie – towarzyszył nam przez wszystkie dni dziennikarskiego objazdu po winnicach między Padwą i Weroną. Piliśmy zatem wulkaniczne soave, gambellary, monti lessini i colli euganei, smakowaliśmy wulkanicznych win z południowych apelacji etna, campi flegrei, vesuvio czy bianco di pitigliano, kosztowaliśmy wreszcie wulkanicznych win z Santorini, Oregonu i Nowej Zelandii. Dałbym sobie głowę uciąć, że co najmniej jedno było z Japonii. I co? I nic. „Can you smell that bloody volcano?” – tym razem to ja pytałem Morrisa.
Diego Tomasi wygłosił ilustrowaną przeźroczami prelekcję o wulkaniczności i jej wpływie na winorośl. Richard Boudains z „Decantera” w dyskusji panelowej spierał się na temat wulkaniczności i mineralności z Moniką Larner („Wine Enthusiast”). Profesor Attillo Scienza dał wykład o budowie geologicznej wzgórz euganejskich, w którym ze swadą sięgał do czasów dawno minionych – lekko licząc jakieś 35 milionów lat wstecz. Wypełniliśmy notatkami dwa kajety. Lecz czy pomogło nam to dopatrzyć się wulkaniczności w aromacie i smaku wina? „Can you smell that bloody volcano?” – wymienialiśmy się spłoszonymi spojrzeniami.

A warunki, by poczuć wulkan w kieliszku, mieliśmy najlepsze z możliwych. Jedna tylko degustacja na otwartym powietrzu pozwalała skosztować 80 win z różnych crus soave, podzielonych zręcznie na dwie grupy: wulkaniczne i niewulkaniczne (w tym wypadku wyrosłe na glebach wapiennych). Z działek wcale od siebie nieodległych, często od jednego i tego samego producenta. Okazja, by wyrobić sobie zdanie o różnicy między wulkanicznym a wapiennym podłożem i jego wpływie na aromaty wina, wymarzona. Wyrobiłem sobie zdanie, ale do dziś wstyd mi się nim chwalić. Różnicy nie ma żadnej. „Can you smell that bloody volcano?” – podpytywałem dla pewności także Michaela Edwardsa przy wieczornej kolacji, próbując przekrzyczeć (wulkaniczne) fajerwerki.
Więc jak to tak? Bujda na resorach? Chwyt promocyjny mający odbudować dawną reputację soave? Próba znalezienia wspólnej – choćby naciąganej – płaszczyzny między soave a wzgórzami euganejskimi, by wspólnymi siłami promować region? Nie do końca.
Specjaliści przekonują bowiem, że winorośl rosnąca na ciężkich bazaltach kolumnowych ma się jak najlepiej. Im więcej skały a mniej sypkiej gleby, tym mniejsza konkurencja dokoła – wino swobodnie rozwija głęboko penetrujące systemy korzeniowe. Wulkan daje winorośli krzepkość, odporność, hart ciała i ducha (ponoć i sama przeklęta filoksera mniej chętnie wżera się w korzenie win rosnących na wulkanicznych glebach). Ale podobnie trudne (czytaj: korzystne) warunki napotyka winorośl na glebach wapiennych czy granitowych. Cóż więcej zawdzięcza wulkanom?

Co do jednego uczeni wydają się być zgodni: gleby wulkaniczne zapewniają winorośli specyficzny i trwały mikroklimat. Stanowią rodzaj ochronnego parasola i stabilizatora pozwalającego obywać się bez chemii lub przy jej zupełnie minimalnym udziale – w tym sensie pełnią podobną rolę, co muł z wylewającego Nilu dla Egipcjan. Idea zrównoważonego rozwoju w winogrodnictwie ma zatem w wulkanach wielkich sprzymierzeńców.
A że niekoniecznie czujemy je w gotowym winie, że winorośl – wbrew dość powszechnemu przekonaniu nie tylko laików – nie wysysa z ziemi wulkaniczno-mineralnych aromatów? Cóż, nie zawsze i nie wszystko musimy mieć w kieliszku.