tag:blogger.com,1999:blog-61994095175710464402024-03-13T12:50:57.098-07:00Blog Michała BardelaBlog redaktora naczelnego magazynu Czas WinaMichał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.comBlogger12125tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-89329186270684757102015-06-24T04:36:00.001-07:002015-06-24T04:36:17.887-07:00Absolwenci Wiedzy o Winie ruszają w światSzybko nam minął ten rok. Nam, czyli wykładowcom i studentom studiów podyplomowych z Wiedzy o Winie. Co miało być skromnym eksperymentem uniwersyteckim, przemieniło się nadzwyczaj szybko w poważne i entuzjastyczne przedsięwzięcie. I groźne. Groźne dla wąskiej grupy, jaką stanowią w naszym kraju winiarscy eksperci.<br />
<br />
Powagę tego zagrożenia odkrywałem z miesiąca na miesiąc, podczas kolejnych zajęć z dwudziestoosobową grupą studentów. Najpierw spostrzegłem, że poziom entuzjazmu i pasji, z jaką podejmują nie tylko zadania rozpisane w curriculum, ale – nade wszystko – te nadobowiązkowe, podczas których, z zapałem którego życzyłbym międzynarodowym sędziom winiarskim, penetrują najdalsze i najbardziej skryte obszary winnego świata, że ów poziom namiętności daleko przekracza średnie natężenie spotykane u tzw. ludzi z branży. Pewnie, że tłumaczyć to można zapałem właściwym neofitom, ale też tylko do pewnych granic. To jest zupełnie szczególny zapał zbiorowy nie tracący na sile po roku wspólnych spotkań, degustacji i zajęć, a może nawet wciąż jeszcze w tę siłę rosnący, podczas gdy neofici nagle i niespodziewanie przekształcili się w… ekspertów.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioWsjpzWsUU8H8VKju4IOAYguN0yFTYLLXXvB5opJfKxmsjjDvgp0s9CmAKeVvcl9MakQeG8637LkkFundVZidC0sGs7Bhu-x_vBkmjGsl6KSju5WiSfvSAZJ24V4Cl60wCrUpa-Lz7lg/s1600/IMG_20150614_135239.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="221" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioWsjpzWsUU8H8VKju4IOAYguN0yFTYLLXXvB5opJfKxmsjjDvgp0s9CmAKeVvcl9MakQeG8637LkkFundVZidC0sGs7Bhu-x_vBkmjGsl6KSju5WiSfvSAZJ24V4Cl60wCrUpa-Lz7lg/s400/IMG_20150614_135239.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
I to nie byle jakich. Kto z nas bowiem – myślę o „ludziach z branży”, myślę o wykładowcach Wiedzy o Winie – może pochwalić się aktualną i dobrze przyswojoną wiedzą z tak rozległych obszarów winnej tematyki jak geografia wina, technologia jego produkcji, wpływ wina na zdrowie, rozwój światowych rynków wina, zasady handlu winem w Polsce, inwestowanie w wino, dziennikarstwo winiarskie, warsztat sommelierski i dobieranie wina do potraw, historia winiarstwa i winogrodnictwa, zasady sensoryki itd. itd. Długo by wymieniać. Podczas 172 godzin zajęć (nie liczę co najmniej dwustu dodatkowych godzin spędzonych na nadobowiązkowych testach organoleptycznych) udało nam się spełnić marzenie każdego dobrego wykładowcy i zaraz koszmar wykładowcy kiepskiego – wychować ludzi lepiej (w sensie szerzej) wykształconych od nas samych.<br />
<br />
Pewnie, że nie posiadających jeszcze tego, co w zawodach z winem związanych najważniejsze: bogatych doświadczeń związanych z nieustannym podróżowaniem po świecie, trzymaniem ręki na pulsie, przyjaźniami i znajomościami na wszystkich kontynentach (z wyjątkiem Antarktydy). Za to przygotowanych do takiego podróżowania lepiej niż niejeden z nas u początku naszej pracy. Tym bardziej, że bodaj połowa z nich, niejako mimochodem, zdała podczas tego roku egzaminy WSET Level 3 Advanced otwierając sobie tym samym drogę do najtrudniejszych i najpoważniejszych dyplomów w świecie wina. Jestem przekonany, że z tej właśnie grupy (lub z kolejnych) wyklują się pierwsi polscy Masters of Wines. A że nam chleb odbiorą, że zepchną ze stołków? I bardzo dobrze! Doskonale! Poprzepychajmy się trochę! Górą lepsi i młodsi.<br />
<br />
Przed nami ostatnie w tym roku akademickim zajęcia. Rozpoczynamy nabór na kolejną edycję. Od tego roku Collegium Civitas oferuje także w pełni anglojęzyczną wersję kursu.<br />
<br />
Zainteresowanych odsyłam na strony uczelni:<br />
<a href="http://www.civitas.edu.pl/collegium/oferta-edukacyjna/po-polsku/studia-podyplomowe-po-polsku/kierunki-studiow-podyplomowych/obszar-spoleczenstwo-styl-zycia-sztuka/wiedza-o-winie-media-rynek-kultura">http://www.civitas.edu.pl/collegium/oferta-edukacyjna/po-polsku/studia-podyplomowe-po-polsku/kierunki-studiow-podyplomowych/obszar-spoleczenstwo-styl-zycia-sztuka/wiedza-o-winie-media-rynek-kultura</a><br />
<br />
<br />
<div>
<br /></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com63tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-59195988106056172642015-06-10T06:49:00.000-07:002015-06-10T06:51:17.626-07:00Nowe apelacje w Alzacji?Wszystko zdaje się wskazywać to, że jednak będą. Decydenci w INAO pochylają się nad kolejnymi petycjami, a między samymi winiarzami trwa spór stary jak świat, a przynajmniej tak, jak stary jest świat winnych etykiet. Czy mnożenie z niemiecka brzmiących nazw własnych uprości konsumentom wybór i przybliży ich do zrozumienia wyjątkowości alzackiego terroir?<br />
<br />
Bo w istocie chodzi właśnie o siedlisko. Zwolennicy pomysłu rozmnożenia apelacji – wśród nich m.in. Olivier Humbrecht z Domaine Zind-Humbrecht, pierwszy francuski Master of Wine – mają nadzieję, że wprowadzenie na wzór burgundzki pomiędzy AOC Alsace a AOC Alsace Grand Cru dwóch pośrednich stopni (cru i premier cru) pozwoli odsłonić i ugruntować w świadomości konsumentów nadzwyczajną wprost różnorodność alzackiego terroir, dotąd glajszachtowaną pod szyldem AOC Alsace. Przeciwnicy tego rozwiązania obawiają się – całkiem słusznie – że dziesiątki nowych nazw gmin i pojedynczych lieux-dits przyczynią się raczej do powszechnego bałaganu i dezorientacji.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicEff6gX5We8Xvk1lvzzg6pFTZY2FBqmSxDuYboPygbJ96_WB5Pj7uPbNqdN2Z5I-P4C3iN2Wqp85H5lPXa1vr72UhdVgplB8jrbOCL1jEh9w4hPVpn_Vmb84CwsEr3BN-3d5N94-d3v0/s1600/riefle.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="183" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicEff6gX5We8Xvk1lvzzg6pFTZY2FBqmSxDuYboPygbJ96_WB5Pj7uPbNqdN2Z5I-P4C3iN2Wqp85H5lPXa1vr72UhdVgplB8jrbOCL1jEh9w4hPVpn_Vmb84CwsEr3BN-3d5N94-d3v0/s400/riefle.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small; text-align: start;">Jean-Claude Riefl</span><span style="font-size: xx-small; text-align: start;">é</span></td></tr>
</tbody></table>
Największy jednak bałagan panuje właśnie teraz. Książki i podręczniki informują młodych adeptów winnej geografii, że system apelacyjny Alzacji jest prosty jak niemiecki cep (Dreschflegel): na dole AOC Alsace (ew. AOC Crémant d’Alsace dla win musujących), na górze AOC Grand Cru dla 51 wybranych parceli. Tymczasem, za zgodą i błogosławieństwem Conseil Interprofessionnel des Vins d'Alsace od października 2011 roku na etykietach win apelacji ogólnoregionalnej pojawia się trzynaście dodatkowych nazw gminnych (Bergheim, Blienschwiller, Côtes de Barr, Côte de Rouffach, Côteaux du Haut-Koenigsbourg, Klevener de Heiligenstein, Ottrott, Rodern, Saint-Hippolyte, Scherwiller, Vallée Noble, Val Saint-Grégoire, Wolxheim) traktowanych przez winiarzy jako tutejsze crus. Rzecz jasna dopisek taki wymaga spełnienia dodatkowych wymagań jakościowych – podobnie sprawa ma się z przyszłymi działkami premier cru, których nazwy także pojawiają się na etykietach win z poziomu AOC Alsace (m.in. Bergweingarten, Bihl, Rot Murlé, Lerchenberg et Strangenberg – żeby ograniczyć się do okolic Pfaffenheim) jako alzackie Erste Lagen.<br />
<br />
Można by twierdzić, że oto do Alzacji dotarła wreszcie romańska z ducha sztuka tworzenia wina stawiająca w pierwszej kolejności na terroir, później dopiero na szczep winorośli, i przeciwstawiać ją z ducha niemieckiej (germańskiej) szkole promującej odmianowość. Tyle że w większości niemieckich regionów te dwie tradycje spotkały się ze sobą już dekadę temu. Nie tracąc narodowego przywiązania do konkretnych odmian niemieccy winiarze wytyczyli wówczas i wprowadzili na etykiety najlepsze swoje działki (Grosses Gewächs, Erstes Gewächs) wzorując się na burgundzkich climats. Alzacja została w tym wszystkim trochę z tyłu. Rewolucja jest zatem raczej przesądzona – pozostaje cierpliwie czekać na jej wyniki.<br />
<br />
Komu zaś na cierpliwości zbywa, ten będzie miał okazję na własnym podniebieniu sprawdzić, czym (i w jakim stopniu) różnią się wina z przyszłej apelacji gminnej Alsace Côte de Rouffach oraz przyszłych premiers crus Bihl i Bergweingarten od klasycznych grands crus Steinert i Zinnkoepflé produkowanych w Domaine Rieflé-Landmann. Degustację porównawczą poprowadzi podczas piątkowych Ogrodów Wina w Sierakowie k/Krakowa sam Jean-Claude Rieflé. Jest jeszcze podobno kilka miejsc na ten masterclass.<br />
<br />
<a href="http://ogrodywina.domwina.pl/">http://ogrodywina.domwina.pl/</a><br />
<br />
<br />Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-35109828395135971862015-03-25T02:50:00.000-07:002015-04-01T00:49:05.375-07:00Czy butelka od spodu powinna mieć dziurkę? Wśród tysięcznych mitów związanych z winem, których istnienie stanowi rację dostateczną dla istnienia nas, dziennikarzy winiarskich, są także i te mocniej drażniące, irytujące, nie pozwalające się zbyć uśmiechem pobłażania. Należy do nich – szczególnie w Polsce mocno rozpowszechnione – przekonanie, że im większe wgłębienie wymacamy w dnie butelki, tym lepsze wino w niej znajdziemy.<br />
<br />
Sprzedawcy wina znają doskonale to uczucie zawstydzenia, gdy natarczywy klient miast spojrzeć ze zrozumieniem na etykietę, usiłuje wepchnąć kciuk pod stojące na półkach butelki. Zwolenników tej spiskowej procedury – Marek Bieńczyk nazwał ją kiedyś „metodą szwagra” – charakteryzuje przy tym nadzwyczajna wręcz zaciekłość ideologiczna. Nie sposób wytłumaczyć im, że są w błędzie. Podejrzewam nawet, że sam fakt odkrycia tej podniecającej wklęsłości z pomocą receptorów dotykowych wpływa u nich istotnie na przekaz wrażeń, jakie następnie kubki smakowe wysyłają do kory mózgowej. <br />
<br />
Tych nie będę przekonywał. Może jednak, próbując pokazać skąd się to tajemnicze wgłębienie w butelce wzięło, uda mi się w Czytelnikach nie całkiem jeszcze ogarniętych manią zaglądania pod butelkę zasiać ziarno wątpliwości.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwgiAW3DTU0L4EhMJaNx1mPmFgscWD3UrlOsCtTId0tV4lb26hhRrO0jzlDXSWLbOtY0w1DYJXmj2wEFwuWlmugywCF03qojR2wjKJMhnkVf_TRUk89WpEgdQBESMDSDF5xCA35V3NMMQ/s1600/champagne-bottle-punt.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwgiAW3DTU0L4EhMJaNx1mPmFgscWD3UrlOsCtTId0tV4lb26hhRrO0jzlDXSWLbOtY0w1DYJXmj2wEFwuWlmugywCF03qojR2wjKJMhnkVf_TRUk89WpEgdQBESMDSDF5xCA35V3NMMQ/s1600/champagne-bottle-punt.jpg" /></a></div>
<br />
<br />
Otóż wgłębienie w butelce jest tak samo stare jak ona sama. Tajemnica jego obecności jest niestety bardziej niż trywialna: chodziło bodaj o to, by butelka stała pionowo. Szklarzowi wydmuchującemu własnoustnie i formującemu własnoręcznie flaszkę nie było łatwo wykonać idealnie płaskie dno. Butelka stoi o wiele pewniej na obręczy zagłębienia, dodatkowo zaś jej konstrukcja jest o wiele bardziej odporna, a to było i wciąż jest rzeczą nie bez znaczenia we flaszkach przeznaczonych do drugiej fermentacji, a więc przy produkcji win musujących wysokiej klasy. <br />
<br />
To wyjaśnia dlaczego butelki z wklęsłościami spotykamy przede wszystkim w świecie szampanów, cremantów, franciacort czy cavy. Dlaczego jednak stosowane są także dla win spokojnych? Tu powodów jest kilka, a żaden z nich wprost nie przekłada się na domniemaną wyższą jakość wina. <br />
<br />
Po pierwsze – butelka z wklęsłym dnem wydaje się większa. To oczywiste, bo przestrzeń odebrana winu przez wgłębienie musi zostać zrekompensowana nieco bardziej pękatymi „boczkami”. A to z pewnością działa korzystniej na klienta, który – ulegając złudzeniu, że znajdzie w niej więcej wina – chętniej po nią sięgnie. <br />
<br />
Pod drugie – butelka z wklęsłym dnem jest zwykle bardziej masywna, wykonana z grubszego szkła, które lepiej chroni zawartość przez wpływem światła i wahaniami temperatury. Taka butelka jest też oczywiście odpowiednio droższa. Teoretycznie więc powinno w niej znaleźć się także droższe wino, przeznaczone do dłuższego przechowywania. Tylko że ten sposób wnioskowania bywa równie złudny, co przekonanie o wysokiej jakości – dajmy na to – książki powzięte na podstawie okładki albo eleganckich butów jej autora. Szczególnie wśród win włoskich znajdziemy dziesiątki przykładów pięknie opakowanych win o stosunkowo przeciętnej jakości. Pamiętajmy przy tym, że czasy, kiedy wino trzeba było chronić dodatkowo grubszym szkłem, należą do przeszłości. Dziś technologia pozwala nam wykonywać butelki równie odporne i równie troskliwie chroniące wino z materiałów o wiele cieńszych, tańszych, co nie pozostaje bez znaczenia także dla naszej troski o środowisko. <br />
<br />
Po trzecie wreszcie – wklęsłe dno pomaga nam wówczas, gdy w winie, z czasem, wytrącą się naturalne osady. Dekantowanie wina z butelki o płaskim dniem jest o wiele trudniejsze – każdy najmniejszy ruch powoduje natychmiast podniesienie się mgiełki. W efekcie nawet najlepszy sommelier będzie musiał pozostawić na dnie butelki jakąś piątą część wina. Z oczywistych więc powodów dla czerwonych win przeznaczonych do długoletniego starzenia winiarz wybierze butelkę z wgłębieniem. Ale to w żadnym razie nie znaczy, że każde wino zapakowane w taką butelkę nadaje się do długoletniego leżakowania! <br />
<br />
Jest jeszcze kilka ważnych zalet owych ponętnych wklęsłości, także niezwiązanych z jakością samego wina. Każdy sommelier Państwu powie, że z takiej flaszki – wraziwszy kciuk w otwór – łatwiej i precyzyjniej nalewa się do kieliszków. A także: że wino w takiej butelce nieco szybciej można schłodzić (większa powierzchnia styku z substancją chłodzącą). <br />
<br />
Wielbicieli butelek z dziurką u spodu radbym zatem ostrzec. Owszem, w winach drogich i znanych są one niemal nieodzowne, ale tu o wiele wiarygodniejszym wskaźnikiem jakości jest po prostu i zwyczajnie cena – w winach tańszych jednak mogą stanowić wyłącznie chwyt marketingowy. Kupując wino na co dzień nie warto zaglądać pod butelkę. Im więcej producent taniego wina wydał na kunsztowną flaszkę, tym mniej włożył w wytworzenie samego wina. Rachunek jest oczywisty. <br />
<br />
Drugie ostrzeżenie wyczytałem kiedyś w dyskusji internetowej. Pochodzi od niejakiego Aida Corcorana z Bromley. Przejmuje dreszczem. „Jest 21.50, za dziesięć minut zamykają ostatni monopolowy, a ty myślisz, że masz w butelce jeszcze ze dwa kieliszki wina. Dokładnie o 22.01 odkryjesz, że to jednak niecały jeden kieliszek…”Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-30866846324199613442014-09-03T04:52:00.001-07:002014-09-03T04:55:17.578-07:00Mokra robota<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="line-height: 115%;">Umyśliłem sobie jakiś czasu temu tropić związki wina z
szeroko pojętym rzemiosłem przestępczym. Podobnie bowiem jak ogromna część
naszego społeczeństwa podzielam od lat dziecięcych niezdrową fascynację ciemną
stroną ludzkiej duszy, która każe nam kraść, zabijać, torturować, szantażować,
podpalać, gwałcić, mataczyć i fałszować, a którą jakoś bez większych trudności
udaje mi się pogodzić z równie przecież niezdrową fascynacją winem.</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPIMg1cMBjZwSaUgIjq6xDMmV6mQFIxn7uxwTpdgLnlkiPF_gry-w8r50tyTTzw6SFC-3G0dcBLAd_F-GT0WqussH5K5KWz1ctsNkdPhFeToOhg8sjaUtZyJAV3LsGDek4PH4ccFKyss0/s1600/IMG_8479.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPIMg1cMBjZwSaUgIjq6xDMmV6mQFIxn7uxwTpdgLnlkiPF_gry-w8r50tyTTzw6SFC-3G0dcBLAd_F-GT0WqussH5K5KWz1ctsNkdPhFeToOhg8sjaUtZyJAV3LsGDek4PH4ccFKyss0/s1600/IMG_8479.JPG" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">for. Dorothy Fenu Rosinska</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="line-height: 115%;">Tak powstał cykl moich opowieści zatytułowanych </span><i style="line-height: 115%;">Kroniki
kryminalne</i><span style="line-height: 115%;">, które – jako redaktor naczelny dwumiesięcznika „Czas Wina” –
pozwoliłem sobie z wdzięcznością przyjąć do druku i ozdobić zabawnymi rysunkami
Andrzeja Zaremby. Kiedy następnie Wydawnictwo Znak zaproponowało mi, bym
napisał zniewalającą książkę o winie, przyszło mi do głowy, by zbrodnię uczynić
dla takiej publikacji przynętą.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="line-height: 115%;">Większość książek o winie, włącznie z najlepszymi,
bywa bowiem nudna – zawodowcy dowiadują się z nich o tym, co sami dobrze
wiedzą, tylko akurat na chwilę zapomnieli, zaś amatorzy toną w specjalistycznym
żargonie jak szekspirowski książę Clarence w beczce małmazji (o nim też jest w
książce mowa, to w końcu morderstwo polityczne<i> par excellence</i>!). A gdyby
tak, pomyślałem sobie, a pan redaktor Damian Strączek zręcznie podchwycił,
pokazać kilkanaście ważnych winiarskich regionów wychodząc za każdym razem od
autentycznej kryminalnej historii? Bo jeśli są ludzie zdolni dla wina zabijać,
kraść, truć, denuncjować własnego ojca, podpalać magazyny i wysadzać trakcje
kolejowe, to w tym winie coś musi być! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="line-height: 115%;">To coś, to druga część opowieści, która wprowadza
Czytelnika w świat największych apelacji, odmian i etykiet, uzupełniona
życzliwą poradą, jak w polskiej rzeczywistości rynkowej mądrze wydawać
pieniądze na najlepsze wina. W ten sposób – mam nadzieję – udało nam się
wspólnie połączyć sensację z edukacją, zbrodnię z wiedzą, krew i spaleniznę z
najwspanialszymi smakami i zapachami świata.<o:p></o:p></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivK7LlQVaUdjx-sj_mcTaiqZ5IeNrBlrUuaDoSJmP0iOAg1Nc0u8sNU0YAbCGUbCKevm-zvmiw3C2hPBOefD8fQL4UecXYaTYwJohe9huG9W07fhjJXBpTo8E8tDxLeXrrIWhyphenhyphenpO2bEso/s1600/zbrodnia_i_wino+(1).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivK7LlQVaUdjx-sj_mcTaiqZ5IeNrBlrUuaDoSJmP0iOAg1Nc0u8sNU0YAbCGUbCKevm-zvmiw3C2hPBOefD8fQL4UecXYaTYwJohe9huG9W07fhjJXBpTo8E8tDxLeXrrIWhyphenhyphenpO2bEso/s1600/zbrodnia_i_wino+(1).jpg" height="400" width="317" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="line-height: 115%;">Książka w tych dniach właśnie trafia do księgarń.
Czytelnik znajdzie w niej opowieści m.in. o winiarzach-terrorystach z
Langwedocji, nieudanym sabotażu w La Roman</span><span style="font-family: Calibri, sans-serif; line-height: 115%;">é</span><span style="line-height: 115%;">e-Conti – najdroższej parceli świata,
spektakularnych oszustwach aukcyjnych Rudy’ego Kurniawana, zawodowych
przygodach z winem Joachima von Ribbentropa czy głośnym onegdaj przypadku
otrucia wina mszalnego w zuryskiej katedrze. W ślad za sensacyjnym wstępem w
sposób – jak mniemam – lekki i przystępny, wprowadzam PT Czytelników w dwanaście
różnych regionów winiarskich świata, nie szczędząc anegdot i życzliwych porad.
Kto by miał ochotę na taką podszytą dreszczykiem emocji podróż po świecie wina,
<a href="http://czaswina.pl/artykul/zbrodnia-i-wina">serdecznie zapraszam</a>.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="line-height: 115%;">(W powyższym skorzystałem niecnie z kilku myśli
zawartych we wstępnie do <i>Zbrodni i wina</i>,
wydały mi się bowiem nader trafne i dobrze wyrażone). <span style="font-size: medium;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<br /></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-81273008721042577812014-01-30T05:13:00.000-08:002014-02-04T06:42:32.201-08:00Wino w samolocieMój ostatni lot liniami LOT pozostawił – oględnie mówiąc – niemiłe wspomnienie. Pisząc ostatni mam na myśli zarówno to, że ostatnio skorzystałem właśnie z tej linii lotniczej, jak i to, że skorzystałem z niej, mam nadzieję, po raz ostatni. Linia ta bowiem, bądź co bądź, znana była dotąd nie tylko ze świetnie wykwalifikowanych, choć marnie opłacanych pilotów, nowoczesnej floty na którą nigdy jej nie było stać, ale także z dość przyzwoitego, jak na podniebne warunki, poczęstunku.<br />
<br />
Jakież było zatem moje zdumienie, kiedy oczekując smakowitej kanapki i kieliszka argentyńskiego chardonnay, zostałem poczęstowany przez wyniośle milczącą stewardesę (nie znała żadnego języka?) kubkiem wody mineralnej nalanej spod pachy. Otrzymałem też menu, z którego pozwolono mi wybrać sobie dodatkowe przyjemności za skromną opłatą. Tym samym skończyły się czasy, w których mogliśmy w naszym pięknym kraju wybierać między tanimi i zwykłymi liniami. Teraz także zwykłe linie są tanie, tyle że drogie – taka, odważna jak na wykładowcę logiki, myśl przyszła mi do głowy, kiedy czekałem na walizkę. A czasu na myślenie miałem sporo, bo równie 45 minut. Pasażerowie Ryanaira, którzy wylądowali w Balicach kwadrans po moim samolocie, zdążyli już zebrać swoje bagaże, zanim na taśmie pokazały się pierwsze LOT-owskie kufry. Może trzeba było pomóc przy wyładunku zamiast lecieć, jak Bóg wie kto, do terminala?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfaptqv0VwkvqJrQyC-rUmzRF-PeavwHtXotAVBb6YVZZMJLoJ8HMg3Wd8AYz_AEXevpAXosKGZfmKSr3Eta4biTt6xEqM3ZyfFo4irE6anQf1eVUjZNHkXgsAk_4ifakibkGoJDnO_Tw/s1600/shutterstock_115948828-%5BPrzekonwertowany%5D.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfaptqv0VwkvqJrQyC-rUmzRF-PeavwHtXotAVBb6YVZZMJLoJ8HMg3Wd8AYz_AEXevpAXosKGZfmKSr3Eta4biTt6xEqM3ZyfFo4irE6anQf1eVUjZNHkXgsAk_4ifakibkGoJDnO_Tw/s1600/shutterstock_115948828-%5BPrzekonwertowany%5D.jpg" height="640" width="425" /></a></div>
<br />
<br />
Takie i inne niemiłe myśli chodziły mi głowie, dopóki nie wpadła mi w ręce książeczka Grahama Hardinga zatytułowana A <i>Wine Miscellany</i>, czyli „Winne różności”. Wśród tamtejszych różności odnalazłem kilka ciekawych uwag na temat spożywania wina w samolocie, którymi spieszę się podzielić, bo zmusimy mnie one, przyznaję, do refleksji, że być może całkiem słusznie nasączono mnie w rodzimej linii lotniczej Kroplą Beskidu miast beczkowego chardonnay.<br />
<br />
Oto bowiem na przeszkodzie delektowania się winem w kabinie samolotu stoi w pierwszej kolejności nadzwyczajna suchość powietrza, szczególnie odczuwana podczas lotów międzykontynentalnych. Obrazowo rzecz ujmując, podczas gdy w warunkach saharyjskich wilgotność powietrza spada średnio do 20 procent, podczas wielogodzinnego lotu na wysokościach przelotowych zniża się ona do zaledwie kilku procent! Żeby nasze kubki smakowe mogły w tych warunkach doświadczyć jakichś wrażeń, potrzeba wina o naprawdę mocnych owocowych aromatach, niskiej taniczności i wysokiej kwasowości.<br />
<br />
Na nasze smakowe i zapachowe impresje ma także istotny wpływ ciśnienie. Około 1030 hektopascali stwarza idealne warunki do degustacji wina – ciśnienie w kabinie samolotu spada nierzadko do 750 hPa (to tyle, ile na wierzchołku Rysów). <br />
<br />
I jeszcze jedna istotna okoliczność. W odzyskiwanym przez klimatyzatory powietrzu wypełniającym kabinę samolotu jest znacznie mniej tlenu niż w tym, którym oddychamy na co dzień. Niski poziom tlenu spowalnia proces metabolizacji alkoholu. Dwa kieliszki w chmurkach mogą więc wpłynąć na nasze samopoczucie jak trzy lub cztery spożyte na poziomie morza.<br />
<br />
Kto więc żałował dotąd, że mu Lufthansa (w niej ostatnia nasza nadzieja i ucieczka!) nie podała w plastikowym kieliszku burgunda, ten niech z ufnością przyjmie w zamian nowoświatowe bomby owocowe. Jeśli jest dla nich gdzieś właściwe miejsce we wszechświecie, to z całą pewnością między siódmym a jedenastym kilometrem nad poziomem morza. Co piszę, świadom własnej hipokryzji, na wysokości bezwzględnej 120 m, przy kieliszku shiraza z Barossy...<br />
<br />Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-86539530369465146002013-11-05T08:10:00.002-08:002013-11-05T08:13:53.323-08:00Cuvée PréphylloxériqueNiepozorna parcela, zaledwie sześćset krzewów wciśniętych między sad a wysoką ścianę gaskońskiego domu. W pół drogi między Saint Mont a Sarragachies. Trochę ukryta przed wzrokiem ciekawskich – żeby się do niej dostać, trzeba zatrzymać samochód w płytkim rowie i wspiąć się na kilkumetrowy pagórek. Nim wejdziemy między rzędy winorośli, powita nas tabliczka z napisem „Monument Historique”. Widywałem takie na starych ratuszach, kościołach i cmentarzach. W winnicy widzę po raz pierwszy.<br />
<br />
A jednak te kilkaset krzewów stanowi nie tylko dobro narodowe Francuzów, ale autentyczny zabytek – jedyny we Francji żywy zabytek. Krzewy posadzono w 1880 roku i od tego czasu rodzą smaczne, zdrowe owoce. I co najważniejsze – nigdy się do nich nie zbliżyła nawet przeklęta filoksera. Piaszczyste gleby, po których stąpamy przyglądając się kolejnym krzewom, okazała się barierą nie do pokonania dla małego, wstrętnego szkodnika.<br />
<br />
Ta maleńka parcela to zarazem coś na kształt ogrodu botanicznego: rośnie tu ponad dwadzieścia różnych odmian winorośli! W tym siedem, których po dzień dzisiejszy nie udało się uczonym ampelografom zidentyfikować (noszą więc tymczasowe nazwisko właściciela działki – Pédebernade – z odpowiednim numerem).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-Av1nAOCiWeCcgFCAX6BohCg9EP384ifN5mRCNwmWH2C_EKRxUt_IDgddwPaCoWvPE62Yyx_Hao8rwYEPwB_WfeV7O5B70zGaDj2kZ-uIrxq0JgMa8kVu2ngqAhCQqdQLurfcAye1Nik/s1600/PA160622.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-Av1nAOCiWeCcgFCAX6BohCg9EP384ifN5mRCNwmWH2C_EKRxUt_IDgddwPaCoWvPE62Yyx_Hao8rwYEPwB_WfeV7O5B70zGaDj2kZ-uIrxq0JgMa8kVu2ngqAhCQqdQLurfcAye1Nik/s1600/PA160622.JPG" height="640" width="480" /></a></div>
<br />
<br />
Z owoców rosnących na tej działce nie będzie wina – to swoisty pomnik, przy których lubią sobie strzelić fotkę kolejni ministrowie rolnictwa. Ale takich prefilokserycznych crus jest w apelacji Saint Mont jeszcze kilka. Z jednej z nich, w całości obsadzonej 130 letnim tannatem, spółdzielnia Plaimont wytwarza wino wielkiej klasy: Cuvée Préphylloxérique. Zaledwie 1350 butelek, właściwie nie na sprzedaż.<br />
<br />
Kosztujemy go w urokliwej atmosferze starego refektarza w potężnym, górującym na miasteczkiem Saint Mont klasztorze. Wino nalewa prezydent apelacji Saint Mont, w nieodłącznym czarnym berecie. Wino jest gęste, oleiste, pięknie ułożone, dotknięte zaledwie baryłką. Choć ma mocną, zaczepną końcówkę i zaledwie rok, sprawia wrażenie kompletnego, dojrzałego, pełnego.<br />
<br />
Po krótkiej wymianie zdań w niezrozumiałym dla nikogo z uczestników kolacji polskim narzeczu podjęliśmy decyzję: jeśli odmówią nam skrzyneczki tego wina, zabarykadujemy się w monasterze i będziemy ostrzeliwać do skutku. Mury grube, strategiczna lokalizacja na wzgórzu działają na naszą korzyść. Ale dali, dali skrzyneczkę, z dobrego serca, choć za gotówkę, bo chłopaki z Gaskonii do serca przyłóż.<br />
<br />
Mogliśmy, rzecz jasna, wypić na miejscu i słowa nie pisnąć. Przyszło nam do głowy. Ale nie – taki „dar” uczy kultury. Wino przyjedzie do Krakowa i podzielimy się nim z naszymi gośćmi podczas klubowej degustacji z udziałem samego Hugh Johnsona. Co najmniej 30 obdarzonych refleksem winomanów ma zatem niepowtarzalną szansę skosztować wina z zabytkowych krzewów, zamknąć oczy i przenieść się na moment myślą do czasów, w których winiarzom, zamiast natrętnej mszycy, śniły się po nocach żony, matki i kochanki.<br />
<br />
Klubowa degustacja win - 13 listopada 2013, godz. 16.00-18.00, Dwór Sieraków k/Krakowa. <a href="http://czaswina.pl/aktualnosc/degustacja-w-niezwyklym-towarzystwie">Więcej tu…</a> oraz <a href="http://www.czlowiek-roku.czaswina.pl/">tu ...</a><br />
<div>
<br /></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-64767418345771183172013-09-12T03:41:00.001-07:002013-09-12T03:41:39.809-07:00Piękno dysonansuMiałem może osiemnaście, może dziewiętnaście lat, kiedy – pod wpływem mody wspomaganej kolejnymi tomami BB, czyli Biblioteki Bestsellerów Wydawnictwa Literackiego – pochłaniałem, wraz z kolegami różnych Marquezów, Borgesów i Cortazarów. Niewiele pamiętam z tamtej gorączkowej i masowej lektury z jednym wyjątkiem: otóż nie potrafiłem nigdy zrozumieć tych wszystkich Aurelianów i Jose Arcardiów, którzy znajdowali szczerą i powtarzalną rozkosz w uprawianiu miłości z kobietami przedstawianymi przez narratora – by tak oględnie rzec – jako nie najhojniej przez naturę wdziękami obdarzone. Wszystkie te Nigromanty o biodrach klaczy „pachnące zwiędłymi liśćmi” fascynowały moich bohaterów, mnie raczej napawając naiwną niechęcią.<br />
<br />
Cóż! Człowiek był młody, głupi, z życia jeszcze wiele nierozumiejący – rozglądał się za kobietami o urodzie wygładzonej, wolnej od skaz, zmarszczek czy piegów nie daj Boże, niespecyficznej, pozbawionej charakteru, okrągłej, proporcjonalnej i symetrycznej. Z rudych się śmiał, tych w okularach nie poważał, uciekał przed nadmierną krągłością.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioaEtH6FejVxSSFYLn5CXws5fr8WCim9AMaM9kHQKk2z7KdsqCbZ0T9zGWdeCr4O7RTDtVElrnLiXcn0o5ZzAaOEPIAHuw43Xh8d9hBMaG6u4n2T6pIQhsrnmJ3bg8T4PlJjRIfAb1_fY/s1600/rubens_van_dyck435x340pix.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="312" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioaEtH6FejVxSSFYLn5CXws5fr8WCim9AMaM9kHQKk2z7KdsqCbZ0T9zGWdeCr4O7RTDtVElrnLiXcn0o5ZzAaOEPIAHuw43Xh8d9hBMaG6u4n2T6pIQhsrnmJ3bg8T4PlJjRIfAb1_fY/s400/rubens_van_dyck435x340pix.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
Młodość to na szczęście przypadłość, która z czasem sama mija, a wiek podeszły (w skrócie: ubytki w uzębieniu, zainteresowanie czterdziestolatkami, lumbago) wyostrza zmysły i znacząco modyfikuje rozumienie piękna. Drobne niedoskonałości, zamiast odstręczać, przyciągają uwagę, asymetrie dodają intrygującego uroku, pewna przesada tu i ówdzie podkreśla unikalność i zaostrza ciekawość. Piękno dojrzałe nie potrzebuje naiwnej dziecięcej harmonii – jest pięknem zgrabnego dysonansu. Tyle o kobietach. Teraz o winie. Z winem jest tak samo.<br />
<br />
Wśród bowiem wielu błędów, jakie podczas winifikacji mogą się winu przydarzyć, są takie, co do których nie zawsze i nie wszędzie ośmielam się mieć pewność, że czynią winu szkodę. Są takie niedociągnięcia, które czynią wino bardziej intrygującym, innym, niecodziennym, które wybudzają nas, krytyków, z dogmatycznej drzemki podczas konkursów i degustacji. Mówimy wtedy o winach kontrowersyjnych – jednych z marszu odrzucają, innym dostarczają wzruszeń niezwykłych.<br />
<br />
Kontrowersyjne mogą być nuty benzyny w starych rieslingach, stajenny smrodek bakterii brettanomyces, nadmiar tzw. kocich sików, drapieżne garbniki, uszczypliwa kwasowość czy wyraźne utlenienie. Od pewnego czasu coraz częściej łapię się na tym, że zamiast wyraźnego absmaku, niektóre z takich lekko zwichrowanych win budzą we mnie sentyment. W arkuszu sędziowskim wstawiam jeszcze surowe i sprawiedliwe minusy, ale w duchu myślę sobie: ależ by to się ślicznie nadawało do wieprzowej wątróbki! Takie wino zapada mi w pamięć, do niego wracam w myślach, kiedy te wszystkie okrągłe i ugrzecznione, obrzydliwie do siebie podobne wina nagradzane srebrnymi medalami dawno już zatarły po sobie najmniejszy ślad.<br />
<br />
Znudzenie zwykłością, powtarzalnością, utartymi prawidłami? Z pewnością. Co jeszcze? Może potrzeba odkrywania piękna zakrytego przed oczami całej reszty niedowidzących? Odkrywania na własną rękę, po swojemu, bez dzielenia wspólnych gustów i smaków większości.<br />
Nie takie się rzeczy, z wiekiem, dzieją z człowiekiem.<br />
<br />
<br />Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-33482087244564089012013-06-21T01:26:00.000-07:002013-07-02T02:19:34.442-07:00Różne odcienie czerni<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Wkrótce minie dwadzieścia lat od oficjalnej śmierci
apartheidu, ale tu, w Kraju Przylądkowym, wciąż trzeba znać się na kolorach.
Bez tego ani rusz. Dla dobrze wychowanego Europejczyka subtelne odcienie na
śniadych twarzach bywają nie do odróżnienia, a to wprowadza – jak przekonuję
się tu niemal codziennie – sporo zamieszania.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Przygotowując się do spotkania z Ntsiki Biyelą,
słynną na cały świat pierwszą czarną winemakerką w Południowej Afryce, ani
przypuszczałem, że już kilka dni wcześniej skosztuję prześlicznej serii win
wyprodukowanych pod czujnym okiem Carmen Stevens, czarnej winiarki, która – jak
się okazuje – ukończyła szkołę enologiczną osiem lat wcześniej od Ntsiki! Nie w
Stellenbosch co prawda, na tamtejszym słynnym uniwersytecie (to tam profesor
Abraham Perold stworzył odmianę pinotage), ale w instytucie rolniczym w
Elsenburgu. Niemniej studia zaczęła już w 1993 roku, na rok przed pierwszymi
wyborami, w których kolorowa większość obywateli mogła oddać swój głos. W
swojej grupie Carmen była jedyną niebiałą kobietą (w ogóle przyjmowano wówczas
tylko jedną kobietę na każdy rok, obojętne jaki by miała kolor skóry). Przyjęto
ją dopiero za czwartym razem, trzykrotnie odrzucając z powodu… nieuregulowanego
stosunku do służby wojskowej. Jak wiadomo bowiem powszechnie, nie może znać się
na winie, kto nie służył w marynarce… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBXiB-PjYJKMD-ebDn_rKMUpJ9lX65oshCepg4ntuR5fNiapG9SQFxBrSN_wWez5VQ73rtWeTRJoOpETod4M2AluaGv048rGZy1BvIgElbU_FpBqY9VUihtxmrqZ9wvGR6_zp769IXfrU/s1600/afryka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="367" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBXiB-PjYJKMD-ebDn_rKMUpJ9lX65oshCepg4ntuR5fNiapG9SQFxBrSN_wWez5VQ73rtWeTRJoOpETod4M2AluaGv048rGZy1BvIgElbU_FpBqY9VUihtxmrqZ9wvGR6_zp769IXfrU/s400/afryka.jpg" width="400" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit; font-size: small; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: EN-US;">Carmen Stevens</span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 115%;"></span><br /></span>
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 115%;">A jednak to Ntsiki Biyela należy się miano pierwszej
czarnej winemakerki, choć swoje studia w Stellenbosch ukończyła dopiero w 2003
roku. Dlaczego? Otóż dlatego, że ciemnoskóra Carmen wcale nie jest czarna, ale
zaledwie „kolorowa”. W języku apartheidu „czarni” to przede wszystkim </span><span style="line-height: 21px;">Zulusi, Khosa i Sotho</span><span style="line-height: 115%;">
zaś ciemnoskórzy potomkowie kolonistów i miejscowych natywnych Afrykańczyków,
należą do kategorii „kolorowych”. Do tej ostatniej zaliczano także – albo nie zaliczano,
zależnie od decyzji politycznych – Azjatów, z których z kolei wyłączano np.
Japończyków. Dla nich zarezerwowano tytuł „honorowych białych”! Uff! Niełatwo
spamiętać, a jeszcze trudniej stosować w praktyce. Na szczęście zdążyliśmy się
z Carmen na tyle polubić, że zadałem jej w wprost pytanie tyleż naiwne co
niepoprawne polityczne: „Czy ty, do cholery, jesteś czarna czy nieczarna?” – I
otrzymałem odpowiedź sytuującą ją precyzyjnie na wykresie szarości. Na nasze
potrzeby ustaliliśmy zatem, że jest „honorowo” czarną winemakerką. </span><span style="line-height: 115%;">Wina zresztą robi cudowne, co zamierzam szczegółowo
opisać w najbliższym numerze „Czasu Wina” poświęconym kolorowym winemakerom w
RPA. </span><span style="line-height: 115%;"> </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 115%;"><br /></span></span>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxiBOXsIyQcw36F4Ya_DeXh-zE5AU0q1ZtwSglRTut5Bq1HvURH9QJh18IVrpHxQoLuoXZ86Qt0DEinCXXQLT7HVP5ZqdviNBtM-7DCUnWh5fR1qyQyd649lRwI364hXT3HAMIHYiL_9I/s640/Ntsiki+Biyela.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxiBOXsIyQcw36F4Ya_DeXh-zE5AU0q1ZtwSglRTut5Bq1HvURH9QJh18IVrpHxQoLuoXZ86Qt0DEinCXXQLT7HVP5ZqdviNBtM-7DCUnWh5fR1qyQyd649lRwI364hXT3HAMIHYiL_9I/s400/Ntsiki+Biyela.JPG" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small; line-height: 18px; text-align: start;">Ntsiki Biyela</span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Ntsiki Biyela tymczasem, to osobna, niezwykła
historia. O ile Carmen marzyła o robieniu wina, Ntsiki, urodzona w maleńkiej
zuluskiej wiosce, 800 mil od najbliższej winnicy, o winie nie wiedziała
zupełnie nic. Nosiła wodę z odległej studni, codziennie pokonywała siedem
kilometrów z wielką wiązką chrustu na opał i uczyła się w miejscowej szkole pozbawionej
dachu. Kiedy w ramach rządowego programu otrzymała stypendium od South African
Airlines, wszyscy w wiosce myśleli, że zostanie… pilotem. A pierwszy łyk wina
wzięła do ust już jako studentka enologii! Wspomina, że było dość obrzydliwe.
Jakim cudem w ciągu kilku kolejnych lat studiów (nie znała Afrikaans, a
większość zajęć prowadzona była w tym właśnie języku) odkryła w sobie nie tylko
pasję ale nadzwyczajny talent winiarski? Dość powiedzieć, że pierwszy wykonany
przez nią w butikowej winiarni Stellekaya Cape Cross rocznik 2004 zdobył złoty
medal w prestiżowym konkursie Micheangelo Awards. I tak się zaczęło… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Urzeczony zarówno urodą jak i namacalnym efektem
pracy obydwu winemakerek odsuwam w czasie rozstrzygnięcie kwestii
pierwszeństwa. Czy to w końcu aż takie ważne, kto i kiedy zabłysnął na
firmamencie afrykańskiego winiarstwa? Dość, że obydwie panie rzucają na kolana.
A kiedy ogień w kolonialnym kominku przygasa, a nos nie pozwala się wydobyć z
kieliszka wypełnionego afrykańskim kabernetem, wszystkie winiarki są czarne…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 115%;">Wprost z najbliższych okolic Stellenbosch, <o:p></o:p></span><span style="line-height: 21px;">Południowa Afryka </span><span style="line-height: 21px;"> </span></span></div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Michał Bardel</span><span style="font-family: Times New Roman, serif; font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 14pt; line-height: 21px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 14pt; line-height: 21px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 14pt; line-height: 21px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-44956056501990805462013-06-03T03:11:00.001-07:002013-06-03T03:15:17.419-07:00Świat najlepszy z możliwych<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Chyba każdy z nas miał kiedyś – osobliwie w młodości –
poczucie, że urodził się zbyt późno. Ja, dla przykładu, utopiony dwadzieścia
lat temu w Dostojewskim i Conan Doyle'u, przeklinałem los, który nie rzucił
mnie na świat w ostatniej dekadzie XIX wieku, w te londyńskie czy petersburskie
mgły, stukot dorożek, półcień lamp gazowych, swąd gustownych fajek i pyrczenie imbryków
do herbaty. W czasy, gdy mężczyźni wykazywali jeszcze jaką taką fantazję w
ubiorze (był to bowiem moment historyczny – jakże piękny – w którym nie rżnięto
gotowych garniturów w standardowych rozmiarach), architekci nie musieli się
wstydzić swoich projektów, na ulicy można było spotkać ludzi bez dyplomu
magistra i nawet zbrodniarze byli jacyś tacy bardziej pociągający.</span><br />
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX-1nAVRsfXouRLHZUiWZuaAqSUCRHloBonMhaibpdhGmpKILCIS2wt1D1nKZqKxA0buSXbITqg9pqrp9sKGKUWK5SaaxQzCQEbNSMgjErniqrgOvXIjpgtr6nNbzFdh7FbltuukPesWo/s1600/Untitled-3+copy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX-1nAVRsfXouRLHZUiWZuaAqSUCRHloBonMhaibpdhGmpKILCIS2wt1D1nKZqKxA0buSXbITqg9pqrp9sKGKUWK5SaaxQzCQEbNSMgjErniqrgOvXIjpgtr6nNbzFdh7FbltuukPesWo/s1600/Untitled-3+copy.jpg" height="282" width="400" /></a></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Miewałem, a jakże, o wiele bardziej dalekosiężne
tęsknoty, choć nigdy nie dałem się ponieść marzeniom głębiej niż do
republikańskiego Rzymu. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Z wiekiem, na szczęście, niemądre te mrzonki pryskają
jak bańki mydlane. Czas uczy pokory, życie odkrywa ułudę pokus przeszłości.
Niech sobie tylko wyobrażę zawartość pompejańskiej amfory, którą usłużny
niewolnik ściągnąć by mi miał znad gorącego paleniska, niech sobie pomyślę o
majątku, jaki musiałbym – bo jak żyć, panie premierze! – przez długie lata
gromadzić, by zapewnić sobie jako tako wyposażoną piwniczkę w wiktoriańskim
Londynie czy carskim Petersburgu. Ileż wyrzeczeń kosztowałby mnie łyk dobrego
wina do obiadu! Ileż zachodu zadbanie o transport i odpowiednie składowanie!
Jakże musiałbym być majętny, by codziennie do kolacji spożytkować coś nowego,
nadającego się do picia…<o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Nie, nigdy, przenigdy! Cóż drętwe garnitury, cóż
zmierzch czytelnictwa, cóż globalne ocieplenie! Żyjemy oto w najlepszym z
możliwych światów i warto się dobrze zastanowić, nim wymienimy go – nawet jeśli
tylko w marzeniach – na inny. W tym bowiem świecie, gdzie byśmy się nie
znaleźli (może wyjąwszy pustynię Kyzuł-kum, duże połacie Nepalu i Wysową-Zdrój)
w ciągu dwóch kwadransów jesteśmy w stanie kupić wino... no dobrze, może nie
znakomite, ale przynajmniej akceptowalne, bez większych błędów i wad, ot: w
miarę przyzwoicie wykonane. Zaś włożywszy w to nieco wiedzy i trudu za 50
złotych możemy pozwolić sobie na coś naprawdę ujmującego. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Nigdy jeszcze w dziejach kultury ludzkiej wino nie
było tak powszechnie dostępne, tak tanie i ostatecznie rzecz biorąc –
uśredniając, uogólniając, równoważąc – tak dobre. Dla miłośników tego napoju
nie było jeszcze nigdy tak wspaniałych czasów, jak dziś, kiedy mogą – bez
większego trudu – kosztować rarytasów z najdalszych zakątków świata, od Alzacji
po Australię, od Wirginii po Veneto. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">I wszystko wskazuje na to, że przynajmniej w
najbliższych latach gorzej nie będzie. Zostawmy więc na boku przyziemne pasje w
rodzaju windserfingu czy kolekcjonowania obrazów i otwórzmy się na świat, który
wita nas z otwartymi rękami. Pijmy wino, póki czasu. Będziemy kiedyś o tych
czasach opowiadać wnukom. <o:p></o:p></span></div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<br /></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-68441884400513016662013-04-10T04:52:00.003-07:002013-04-10T04:54:58.060-07:00James Bond z Médoc<br />
Jak wiadomo, pogoda dla Brytyjczyka ma wymiar niemal religijny. Angielskie serwisy informacyjne poświęcają jej więcej czasu i atencji niż rozgrywkom w krykieta, a etykieta towarzyska wymaga, by w rozmowie z Brytyjczykiem temat pogody poruszyć podczas pierwszych czterech minut. Najlepiej zresztą mieć o nadchodzącej aurze zdanie jak najgorsze. Potem już można swobodniej: świętej pamięci Margaret Thatcher, polo, golf, ciąża księżnej Kate, Manchester United, Falklandy...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLZpwduo6vur49eacTDBMuBq7OAquKj-gBOjfwcb33pE5BwzcjMsW5ziux8YmI3n_wVyxdxinfr5ZJKO_VE5mp64B_O46abcrOyIvw8mYQa2KepavnVRQ1WJ3cX6OSlpNEIvti5SO7Au4/s1600/_origin_3-jokes-16-ilustrated-18.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLZpwduo6vur49eacTDBMuBq7OAquKj-gBOjfwcb33pE5BwzcjMsW5ziux8YmI3n_wVyxdxinfr5ZJKO_VE5mp64B_O46abcrOyIvw8mYQa2KepavnVRQ1WJ3cX6OSlpNEIvti5SO7Au4/s1600/_origin_3-jokes-16-ilustrated-18.jpg" height="278" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Metafizycznej roli, jaką pełni pogoda w życiu przeciętnego Brytyjczyka, doświadczyłem na własnej skórze wiele lat temu, kiedy poszukując spokojnego miejsca na rodzinny urlop wynająłem zdalnie pokój w „urokliwym château” opodal Vaison-la-Romaine – ot tak, żeby mieć blisko do najważniejszych południoworodańskich apelacji. „Skosztuj naszych win” – zachęcała strona internetowa posiadłości nienaganną angielszczyzną. Dałem się skusić. <br />
<br />
Château okazało się miłym wiejskim domem z wykonaną z pustaków wieżyczką dopiero co dobudowaną do pierwszego piętra, która dość żałośnie usprawiedliwiała dumną nazwę przybytku. Ale to nie wzbudziło jeszcze moich wątpliwości. Właściciel posługiwał się doskonale językiem angielskim, co było mi bardzo na rękę i także z początku nie dało do myślenia. „Nasze wina?” - odparł zagadnięty o możliwość degustacji – „Tu wszędzie są nasze wina. Proszę tylko spojrzeć. Nie, nie, my nie produkujemy własnych win. Mamy za to swoją marmoladę”. Marmolada była znakomita, a ja wciąż tkwiłem w przekonaniu, że trafiłem oto na nieco ekscentrycznego, ale w gruncie rzeczy sympatycznego francuskiego gospodarza. Dopiero rozgrzany do czerwoności kominek w jego prywatnym saloniku (była połowa sierpnia), dał mi poważnie do myślenia. Kiedy więc przy śniadaniu (była dopiero 9.00, a słońce już grzało niemożliwie) zaczął w celach towarzyskich narzekać na pogodę, zrozumiałem, że mam przed sobą modelowy egzemplarz brytyjskiego renegata, który – jak setki sobie podobnych – porzucił londyńską mgłę i słotę, by cieszyć się beztroskim życiem w słonecznej Prowansji.<br />
<br />
Ta pouczająca przygoda przypomniała mi się w związku z niezwykłą osobą hrabiego Johna Umberto Salviego MW. Ten sympatyczny dziennikarz o powierzchowności Gandalfa (nieco tylko niższy), z pochodzenia Anglik o nie byle jakich włoskich korzeniach, z wyboru zaś Francuz, niestrudzenie od 40 lat przemierza świat pisząc o winie i kuchni, zasiada w niezliczonej liczbie rad i zarządów najważniejszych instytucji winiarskich na kuli ziemskiej (BCWW, FIJEV, AFJEV, SLWCV, INAO, IMW, IUO, FIG, AFGT, APCIG, CTB, GP, JSt.-E, CBM), jest jednym z pierwszych Masters of Wine w historii tego wyróżnienia i ma przy tym porządne wykształcenie enologiczne (studiował w Bordeaux pod Peynaudem).<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPDhvWeAohkqBlAtt8Jc5Fs2lZArGjYrVFaqUsvtxH5Bl9X7X3tIYDlIO11_lNzwOv1gulyUlDwIKRGJ2ATeHL3CzGO3yy6tmNcVEebbvmz2E40v53guZFZSjpwvbqFEHJ9YSO2iwpHwk/s1600/P2160467m.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPDhvWeAohkqBlAtt8Jc5Fs2lZArGjYrVFaqUsvtxH5Bl9X7X3tIYDlIO11_lNzwOv1gulyUlDwIKRGJ2ATeHL3CzGO3yy6tmNcVEebbvmz2E40v53guZFZSjpwvbqFEHJ9YSO2iwpHwk/s400/P2160467m.JPG" height="640" width="480" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small; text-align: start;">John Salvi w mołdawskiej wytwórni Cricova. Fot. M.Bardel</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
Szczególnie chętnie zapędza się w środkowo-europejski świat winiarski – zdążył go już bowiem poznać od nieco innej strony, kiedy to, w czasach Zimnej wojny, wywiad angielski przydzielił go do obsady ambasady brytyjskiej w Budapeszcie. „I was a spy, my friend...” – udało mi się tę opowieść usłyszeć z pierwszej ręki – „I was on Her Majesty’s Secret Service”. Jako biegle posługujący się językiem rosyjskim, John spędzał dnie i noce podsłuchując Sowietów w eterze. Dziś nie potrafi ro rosyjsku wypowiedzieć słowa – zapomniał, wyparł ze świadomości.<br />
<br />
Od 35 lat mieszka na prawym brzegu Żyrondy, opodal Margaux, i od lat, miesiąc w miesiąc, sporządza wyczerpujące raporty o... pogodzie w Bordeaux. Można je znaleźć (za drobną opłatą) na jego stronach internetowych <a href="https://www.blogger.com/(http://john.salvi.free.fr/">(http://john.salvi.free.fr/</a>). „Bordeaux Weather Report” to jednak o wiele więcej niż komunikat meteorologiczny: to bardzo rzetelna analiza wpływu najważniejszych czynników pogodowych na bordoskie winogrady: pozycja obowiązkowa dla winnych inwestorów i – jak się spodziewam – przyprawiająca o dreszcze rozkoszy lektura dla każdego porządnego poddanego Królowej.<br />
<br />
Mimo zaawansowanego wieku wciąż podróżuje: odwiedził nawet tak egzotyczny winiarsko kraj jak... Polska. Po winnicy Srebrna Góra oprowadzał go Wojciech Bosak. Zachwycony pobytem w naszym kraju spisał nawet artykuł na temat polskiego winiarstwa. „W głębi swojej ignorancji – pisze w relacji z krakowskich Bielan – sądziłem, że w Polsce nie ma żadnej kultury winiarskiej. Byłem w błędzie. Kultury winiarskiej co prawda rzeczywiście nie ma, ale BYŁA...”. Dzięki artykułowi Johna w świat poszła zatem informacja o dawnych dziejach polskiego rzemiosła winnego, a także o nieśmiałych próbach odrodzenia tej tradycji, jakie podejmują współcześnie polscy winiarze”.<br />
<br />
<div>
<br /></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-8341510062916910652013-03-11T04:55:00.000-07:002013-03-11T04:55:33.473-07:00Znasz to wino?<br />
Nie przepadam za telefonami. Z różnych powodów. Jednym z nich jest potęgująca się z roku na rok obawa, że oto znów zadzwoni dobry znajomy i spyta: „Znasz to?”. Nastąpi chwila milczenia, po której usłyszę parę niewyraźnych zgłosek (to nazwa wina w jednym z obcych języków, którego mój dobry znajomy nie zna), triumfalne „merlot!” albo „chardonnay!” (to da się wymówić bez problemu) i wreszcie „rocznik 2006!” (mój znajomy wie już bowiem, że przy wyborze wina ważne są roczniki). „I co? Warto to kupić?”. Jeśli będzie trzeba, znajomy opisze mi też etykietę, żebym mógł sobie łatwiej przypomnieć. A kiedy zawiodę wreszcie jego oczekiwania (a zawiodę bez wątpienia), kiedy pozostawię go na pastwę losu w jakiejś florenckiej albo skierniewickiej enotece, z której przyszło mu do głowy zadzwonić po konsultację, usłyszę (oby tylko uszami wyobraźni): „Taki z niego dziennikarz winiarski jak z koziej dupy trąba”.<br />
Przywołuję zdarzenie, którego co najmniej kilkanaście razy w życiu doświadczyłem, nie po to, by sarkać na trudny los krytyków od wina, ani tym bardziej by naśmiewać się z dobrych znajomych. Przywołuję, bo za każdym razem, kiedy przychodzi mi rozczarować moich przyjaciół głębią swojej niewiedzy, uświadamiam sobie jak zupełnie niezwykłym i niedającym się z niczym innych w świecie porównać produktem jest wino. Znajdźcie mi bowiem na półkach sklepowych drugi równie różnorodny towar, występujący w tak niezliczonej liczbie marek. Jest sporo rodzajów papierosów, wiele gatunków piwa, serów, butów, torebek i perfum, ale gdzie im do win!<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXpzj9vr8LZ6rOryN0cfYaLJSpqctMuAtQXGR1xsP6PN7cEbruIBMiEnEt5DXJFoUXtVKtHKHT08K2hKeJB_R0C4b7pwzN8W6dMAPL9-8c5LYfUUnMzRO6D1DGrpLz7T1ddhnTnhGxpvg/s1600/etykiety_fot_WGiebuta+114.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXpzj9vr8LZ6rOryN0cfYaLJSpqctMuAtQXGR1xsP6PN7cEbruIBMiEnEt5DXJFoUXtVKtHKHT08K2hKeJB_R0C4b7pwzN8W6dMAPL9-8c5LYfUUnMzRO6D1DGrpLz7T1ddhnTnhGxpvg/s1600/etykiety_fot_WGiebuta+114.jpg" height="368" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Etykiety win to świetna dekoracja a przy okazji jest co poczytać w wolnych chwilach ... fot. W.Giebuta</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Nikt nigdy nie policzył, ile jest na świecie różnych etykiet wina. Nikt dobrze nie policzył nawet samych producentów (na oko jest ich dobrze ponad 100 tysięcy). Niech więc każdy z nich wyprodukuje choćby 10 etykiet na eksport (porządny producent w Burgundii ma ich w portfolio średnio około 40). Mamy okrągły milion różnych marek wina sprzedawanych w sklepach na całym świecie. Gdybym chciał zadowolić moich dobrych znajomych znajomością choćby połowy z nich, musiałbym kosztować dziennie 10 próbek przez… 135 lat. Nawet Robert Parker Jr., oby żył jak najdłużej, nie dociągnie…<br />
Krótko mówiąc: można wymagać od eksperta motoryzacyjnego, by usiadł za kierownicą większości pojazdów wchodzących na rynek, można spodziewać się, że znawca koziego nabiału podróżując po świecie skosztuje kilkuset różnych kozich serów, ale potrzeba naprawdę wielkiego szczęścia, by nie spudłować w loterii towarzyskiej pod tytułem „Znasz to wino?”. Większości z nas, zawodowo zajmujących się winem, uda się w naszym krótkim życiu skosztować jakiejś zaledwie ułamek światowej produkcji. A i tu trzeba się będzie nieźle natrudzić.<br />
<br />
Michał Bardel, 7 marca 2013, Kraków<br />
<br />
<br />
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6199409517571046440.post-21808866535597532902012-08-23T07:55:00.000-07:002013-02-08T01:06:04.242-08:00Wulkan w kieliszku<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">„Can you smell that bloody volcano?” – pytał mnie
teatralnym szeptem Roger Morris, amerykański dziennikarz pisujący do „Wine
Enthusiast”, z którym dzieliłem stolik degustacyjny. Było ciepłe, czerwcowe
popołudnie. Polacy prowadzili 1:0 z Grecją po strzale Lewandowskiego. My
tymczasem, w gronie mniej więcej dwustuosobowym, kosztowaliśmy jedenastego z
kolei wina w wielkiej sali Borgo Rocca Sveva w weneckim Soave. Po raz dwunasty
procesja sommelierów i sommelierek na znak starszego dostojnego ober-sommeliera
zrobiła w prawo zwrot i ruszyła między stoliki. Degustacja win wulkanicznych
zorganizowana w ramach konferencji Vulcania 2012 dobiegała końca.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small;"><span style="line-height: 18px;"><br /></span>
</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: small;"><a href="https://picasaweb.google.com/108126664506288254934/20120823#5779881649047465826" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-KrauMZunumQ/UDZDvJdF72I/AAAAAAAAAAM/t1veN4InYIQ/s320/Widok+z+okien+domu+Petrarki+w+Arqua+Petrarca.JPG" height="320" width="240" /></span></a></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">Szyld „wulkaniczności” – skądinąd bardzo atrakcyjny
w rejonach Soave i Colli Euganei, gdzie wulkan rośnie na wulkanie – towarzyszył
nam przez wszystkie dni dziennikarskiego objazdu po winnicach między Padwą i
Weroną. Piliśmy zatem wulkaniczne soave, gambellary, monti lessini i colli
euganei, smakowaliśmy wulkanicznych win z południowych apelacji etna, campi
flegrei, vesuvio czy bianco di pitigliano, kosztowaliśmy wreszcie wulkanicznych
win z Santorini, Oregonu i Nowej Zelandii. Dałbym sobie głowę uciąć, że co
najmniej jedno było z Japonii. I co? I nic. „Can you smell that bloody
volcano?” – tym razem to ja pytałem Morrisa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">Diego Tomasi wygłosił ilustrowaną przeźroczami
prelekcję o wulkaniczności i jej wpływie na winorośl. Richard Boudains z
„Decantera” w dyskusji panelowej spierał się na temat wulkaniczności i
mineralności z Moniką Larner („Wine Enthusiast”). Profesor Attillo Scienza dał
wykład o budowie geologicznej wzgórz euganejskich, w którym ze swadą sięgał do
czasów dawno minionych – lekko licząc jakieś 35 milionów lat wstecz.
Wypełniliśmy notatkami dwa kajety. Lecz czy pomogło nam to dopatrzyć się
wulkaniczności w aromacie i smaku wina? „Can you smell that bloody volcano?” –
wymienialiśmy się spłoszonymi spojrzeniami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: small;"><a href="https://picasaweb.google.com/108126664506288254934/2012082302#5779881749459456850" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-03wJVJ8CYHM/UDZD0_hLU1I/AAAAAAAAAAY/SJ5z-6Fst2A/s320/Du%C5%84ski+dziennikarz+Christian+Callec+w+poszukiwaniu+wulkaniczno%C5%9Bci.JPG" height="320" width="240" /></span></a></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">A warunki, by poczuć wulkan w kieliszku, mieliśmy
najlepsze z możliwych. Jedna tylko degustacja na otwartym powietrzu pozwalała
skosztować 80 win z różnych <i>crus</i>
soave, podzielonych zręcznie na dwie grupy: wulkaniczne i niewulkaniczne (w tym
wypadku wyrosłe na glebach wapiennych). Z działek wcale od siebie nieodległych,
często od jednego i tego samego producenta. Okazja, by wyrobić sobie zdanie o
różnicy między wulkanicznym a wapiennym podłożem i jego wpływie na aromaty
wina, wymarzona. Wyrobiłem sobie zdanie, ale do dziś wstyd mi się nim chwalić.
Różnicy nie ma żadnej. „Can you smell that bloody volcano?” – podpytywałem dla
pewności także Michaela Edwardsa przy wieczornej kolacji, próbując przekrzyczeć
(wulkaniczne) fajerwerki. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">Więc jak to tak? Bujda na resorach? Chwyt promocyjny
mający odbudować dawną reputację soave? Próba znalezienia wspólnej – choćby
naciąganej – płaszczyzny między soave a wzgórzami euganejskimi, by wspólnymi
siłami promować region? Nie do końca. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">Specjaliści przekonują bowiem, że winorośl rosnąca
na ciężkich bazaltach kolumnowych ma się jak najlepiej. Im więcej skały a mniej
sypkiej gleby, tym mniejsza konkurencja dokoła – wino swobodnie rozwija głęboko
penetrujące systemy korzeniowe. Wulkan daje winorośli krzepkość, odporność,
hart ciała i ducha (ponoć i sama przeklęta filoksera mniej chętnie wżera się w
korzenie win rosnących na wulkanicznych glebach). Ale podobnie trudne (czytaj:
korzystne) warunki napotyka winorośl na glebach wapiennych czy granitowych. Cóż
więcej zawdzięcza wulkanom? <o:p></o:p></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: small;"><a href="https://picasaweb.google.com/108126664506288254934/2012082303#5779881852978969778" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-hQpO5urpsB8/UDZD7BKJvLI/AAAAAAAAAAk/4mu462IsGbA/s320/Gleby+wulkaniczne+w+Colli+Euganei.JPG" height="320" width="240" /></span></a></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">Co do jednego uczeni wydają się być zgodni: gleby
wulkaniczne zapewniają winorośli specyficzny i trwały mikroklimat. Stanowią
rodzaj ochronnego parasola i stabilizatora pozwalającego obywać się bez chemii
lub przy jej zupełnie minimalnym udziale – w tym sensie pełnią podobną rolę, co
muł z wylewającego Nilu dla Egipcjan. Idea zrównoważonego rozwoju w
winogrodnictwie ma zatem w wulkanach wielkich sprzymierzeńców. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small; line-height: 18px;">A że niekoniecznie czujemy je w gotowym winie, że
winorośl – wbrew dość powszechnemu przekonaniu nie tylko laików – nie wysysa z
ziemi wulkaniczno-mineralnych aromatów? Cóż, nie zawsze i nie wszystko musimy
mieć w kieliszku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
Michał Bardelhttp://www.blogger.com/profile/17257159635996443709noreply@blogger.com2