logo

poniedziałek, 11 marca 2013

Znasz to wino?


Nie przepadam za telefonami. Z różnych powodów. Jednym z nich jest potęgująca się z roku na rok obawa, że oto znów zadzwoni dobry znajomy i spyta: „Znasz to?”. Nastąpi chwila milczenia, po której usłyszę parę niewyraźnych zgłosek (to nazwa wina w jednym z obcych języków, którego mój dobry znajomy nie zna), triumfalne „merlot!” albo „chardonnay!” (to da się wymówić bez problemu) i wreszcie „rocznik 2006!” (mój znajomy wie już bowiem, że przy wyborze wina ważne są roczniki).  „I co? Warto to kupić?”. Jeśli będzie trzeba, znajomy opisze mi też etykietę, żebym mógł sobie łatwiej przypomnieć. A kiedy zawiodę wreszcie jego oczekiwania (a zawiodę bez wątpienia), kiedy pozostawię go na pastwę losu w jakiejś florenckiej albo skierniewickiej enotece, z której przyszło mu do głowy zadzwonić po konsultację, usłyszę (oby tylko uszami wyobraźni): „Taki z niego dziennikarz winiarski jak z koziej dupy trąba”.
Przywołuję zdarzenie, którego co najmniej kilkanaście razy w życiu doświadczyłem, nie po to, by sarkać na trudny los krytyków od wina, ani tym bardziej by naśmiewać się z dobrych znajomych. Przywołuję, bo za każdym razem, kiedy przychodzi mi rozczarować moich przyjaciół głębią swojej niewiedzy, uświadamiam sobie jak zupełnie niezwykłym i niedającym się z niczym innych w świecie porównać produktem jest wino. Znajdźcie mi bowiem na półkach sklepowych drugi równie różnorodny towar, występujący w tak niezliczonej liczbie marek. Jest sporo rodzajów papierosów, wiele gatunków piwa, serów, butów, torebek i perfum, ale gdzie im do win!
Etykiety win to świetna dekoracja a przy okazji jest co poczytać w wolnych chwilach ... fot. W.Giebuta

Nikt nigdy nie policzył, ile jest na świecie różnych etykiet wina. Nikt dobrze nie policzył nawet samych producentów (na oko jest ich dobrze ponad 100 tysięcy). Niech więc każdy z nich wyprodukuje choćby 10 etykiet na eksport (porządny producent w Burgundii ma ich w portfolio średnio około 40). Mamy okrągły milion różnych marek wina sprzedawanych w sklepach na całym świecie. Gdybym chciał zadowolić moich dobrych znajomych znajomością choćby połowy z nich, musiałbym kosztować dziennie 10 próbek przez… 135 lat. Nawet Robert Parker Jr., oby żył jak najdłużej, nie dociągnie…
Krótko mówiąc: można wymagać od eksperta motoryzacyjnego, by usiadł za kierownicą większości pojazdów wchodzących na rynek, można spodziewać się, że znawca koziego nabiału podróżując po świecie skosztuje kilkuset różnych kozich serów, ale potrzeba naprawdę wielkiego szczęścia, by nie spudłować w loterii towarzyskiej pod tytułem „Znasz to wino?”. Większości z nas, zawodowo zajmujących się winem, uda się w naszym krótkim życiu skosztować jakiejś zaledwie ułamek światowej produkcji. A i tu trzeba się będzie nieźle natrudzić.

Michał Bardel, 7 marca 2013, Kraków


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz